Podróże nieduże

  • Główna
  • Rowerowa Litwa
  • Szwecja na rowerach
  • Contact
    • download templates
    • Link 2
    • Link 3
Home Archive for lutego 2013

Wracając z  Białowieży, nie dość nam było wrażeń, postanowiliśmy więc zobaczyć jeszcze pobliską Krainę Otwartych Okiennic. Przygotowując się do wyjazdu, przeczytaliśmy, że ta urocza nazwa określa trzy podlaskie wsie - Soce, Puchły i Trześciankę, położone w dolinie Narwi i jej dopływu Rudni. Warto je odwiedzić ze względu na niezwykłą drewnianą architekturę, bogato dekorowaną z charakterystycznie zdobionymi nadokienników i podokienników, okiennic, wiatrownic, narożników. Takich domów nie zobaczymy nigdzie indziej w Polsce, najbliżej im bowiem do ludowego budownictwa rosyjskiego.
Trześcianka

Wszystkie zdjęcia z tamtych miejsc dostępne w internecie zostały zrobione wiosną, bądź latem. My natomiast znaleźliśmy się tam zimą, ale śnieżna sceneria, tylko dodała uroku, jak z rosyjskiej baśni. 
Powrót z cerkwi
Zwłaszcza małe Puchły wydały się nam zupełnie odcięte od świata. Fakt, ciężko tu było dojechać nieodśnieżoną drogą.
Trafiliśmy akurat na nabożeństwo w cerkwi, a kiedy   się zakończyło, weszliśmy na chwilę, by popodziwiać  niezwykle wnętrze. W środku było tylko kilka  babuszek w chustach na głowach i mieliśmy  wrażenie, że przenieśli się w czasie. One patrzyły  podejrzliwie na nas przybyszów, my poczuliśmy się  nieswojo, i nie chcąc zakłócać spokoju, szybko  wycofaliśmy się, mając jednak wrażenie, ze trafiliśmy  do miejsca niezwykłego, w którym kontakt z    przeszłością jest ciągle żywy. 
Cerkiew prawosławna pw. Opieki Matki Bożej, Puchły

Cerkiew pod wezwaniem Opieki Matki Bożej w Puchłach to ważny ośrodek kultu maryjnego. Ma ona ciekawą historię. Jej powstanie wiąże się z legendą o objawieniu w XVI w. cudownej ikony Matki Boskiej Opiekuńczej. Pod lipą rosnącą na pagórku, na którym obecnie stoi cerkiew, zamieszkał stary człowiek cierpiący na obrzęk nóg. Modląc się pewnego dnia zauważył na wierzchołku drzewa obraz Matki Bożej i wkrótce jego choroba ustąpiła. Na pamiątkę tego wydarzenia miejsce to nazwano Puchły, od słowa opuchli, które w lokalnej gwarze oznaczało m.in. obrzęknięte kończyny.
Krzyże w Socach
Według innego przekazu, ikona objawiała się również pozostałym przy prawosławiu mieszkańcom miejscowości proszącym o obronę przed dziedzicem, który chciał zmusić swych poddanych do przejścia na grekokatolicyzm. Wkrótce ikona w cudowny sposób pojawiła się na lipie na znak wysłuchanych przez Matkę Bożą modlitw, zaś zły dziedzic zmarł. To najprawdopodobniej jego zjawa po dziś dzień błąka się w okolicy tzw. kryżyków czyli feralnego skrzyżowania leśnych dróg między Puchłami, Ciełuszkami, Pawłami, Dawidowiczami i Socami. Rozłożysta lipa zachowała się do czasów obecnych i wraz ze swoimi odrostami oraz dębami tworzą grupę 15 pomników przyrody.
Ciekawe informacje na temat drewnianego budownictwa na Podlasiu znalazłam na stronie Mapa Kultury. Autorką notki jest Ewa Zwierzyńska, która jako źródło podaje następującą publikację - Artur Gaweł, Zdobnictwo drewnianych domów na Białostocczyźnie, Białystok 2007.

Wiejskie domy na Podlasiu zachwycają bogatymi zdobieniami. Elementy dekoracyjne również były wykonywane z drewna. Miejscowi cieśle wycinali je z desek za pomocą piły o wąskim brzeszczocie. Miały one charakter ornamentów, które przybijano nad i pod oknami, na narożnikach domów, w szczytach, a także wzdłuż dachu. Wykonanie takich ozdób, nazywanych przez miejscowych wyrezkami, było bardzo pracochłonne, a więc – kosztowne. Nie każdy gospodarz mógł sobie pozwolić na taki zbytek, więc bogato ozdobiony dom świadczył o zamożności. Z czasem doprowadziło to do rywalizacji między sąsiadami: każdy chciał mieć jak najokazalej i najpiękniej przyozdobiony dom, świadczyłoby to bowiem o jego wysokim statusie materialnym.

Trześcianka ,Cerkiew św. Michała Archanioła
Domy nad Podlasiu ozdabiano w ten sposób już w drugiej połowie XIX wieku. Region ten znajdował się wówczas pod zaborem rosyjskim. Zdobienia pojawiające się na domach wysokich rosyjskich urzędników, stacjach kolejowych i dworze carskim w Białowieży z czasem zaczęły się pojawiać na domach miejscowej ludności. Jednak prawdziwy rozkwit ozdabiania domów wyrezkami nastąpił po pierwszej wojnie światowej. Miało na to wpływ bieżeństwo, czyli przymusowe wysiedlenie miejscowej ludności prawosławnej w głąb Rosji w 1915 roku. Kilka milionów mieszkańców Podlasia zostało zmuszonych do opuszczenia swych domów i zamieszkania w guberniach pod Uralem przez okres około pięciu lat. Po tym czasie, około 1920 roku powrócili oni na swoje ziemie, przywożąc podpatrzony na wschodzie sposób ozdabiania domów mieszkalnych.

Łosinka, Cerkiew prawosławna św. Jakuba
Rosyjskie wzory zostały przekształcone i zaadaptowane do miejscowych warunków, co doprowadziło do powstania odrębnego, lokalnego stylu zdobnictwa. Najczęściej wykorzystywano motywy geometryczne, roślinne (wijące się łodygi, kwiaty), a także zoomorficzne (zwłaszcza ptaki). Każdy cieśla miał własne szablony i wzory, więc już po wyglądzie zdobień można było określić wykonawcę. Dzięki temu istnieją grupy miejscowości położonych niedaleko siebie, w których spotykamy podobne motywy. Aby je dobrze wyeksponować, często malowano je na różne kontrastowe kolory. Dzięki temu przejeżdżając przez podlaskie wsie, możemy cieszyć oko wesołymi, kolorowymi domkami, z których każdy jest niepowtarzalny – nie znajdziemy bowiem dwóch jednakowo ozdobionych budynków. Najwięcej takich ozdobionych chat zachowało się w wymienionych na początku wsiach leżących wzdłuż Narwi, chociaż w prawie każdej podlaskiej miejscowości możemy spotkać mniej lub więcej ozdobionych w ten sposób domów. Z roku na rok jest ich coraz mniej – niektóre zniszczył czas, lecz większość zmodernizowali sami gospodarze. Obite sidingiem, ze zmienionym dachem i przebudowane zatraciły swój regionalny, unikatowy charakter i rozpłynęły w masie nijakich, bezstylowych zabudowań.

XIX-wieczna cerkiew pw. Podwyższenia Krzyża Świętego, Narew

Na szczęście w ostatnich latach zauważa się powrót do tradycji. Właściciele nowo budowanych domów czy budynków starają się nawiązywać do lokalnych wzorów i powoli, nieśmiało, ale jednak pojawiają się lśniące nowością wyrezki, a miejscowi cieśle na powrót wyciągają swoje szablony z zakurzonych lamusów. Zdobnictwo drewnianych domów na Podlasiu doczekało się rehabilitacji także wśród etnografów. Dotychczas niedoceniane i traktowane jako naleciałość obcej kultury zaczyna być postrzegane jako ważny element regionalnej specyfiki.
Zachciało nam się zobaczyć żubra. Żubra zimą. Dlaczego zimą? Bo wtedy najłatwiej, zwierzęta te grupują się w stada i czekają wiosny w tzw. ostojach, gdzie są dokarmiane przez człowieka. Dlaczego żubra? A dlaczego nie? Zresztą kto nie chciałby zobaczyć króla puszczy oprószonego świeżym śniegiem, gdzieś na leśnej polanie, nie jednego - ale wielkie, dostojne, włochate i rogate, buchające parą z pyska stado.
Taki przynajmniej obraz zrodził się w mojej głowie. A gdzie żubra zobaczyć można? Odpowiedzieliśmy bez namysłu : Białowieża! Choć to niejedyne w Polsce miejsce gdzie te zwierzęta można oglądać - Białowieża jest najbardziej znana i dla żubrów zasłużona. Spakowaliśmy więc narty biegowe i w drogę. Nie odmawiając sobie zobaczenia po  drodze kilku atrakcji, wieczorem dotarliśmy w okolice Białowieży. 
Takie żubry łatwo było spotkać
Ciemno, żadnych większych skupisk ludzkich, co jakiś czas drewniany dom w charakterystycznym stylu, co drugi z napisem "na sprzedaż". Robi się niesamowicie. Choć sama Białowieża jest turystyczną mekką i nie brak tu też miejsc przygotowanych dla turystów z zasobniejszymi od naszych portfelami, przynajmniej w lutym, który szczytem sezonu nie jest, zachowuje cichy i kameralny klimat. Meldujemy się na kwaterze - to jeden z drewnianych domów przy głównej drodze i udajemy się na poszukiwanie żubra. Rtęć w termometrze nie opada szczególnie, ale nawet kilka stopni mrozu daje nam się tutaj we znaki. Jedyny napotkany żubr to ten plastikowy przed sklepem. Sprzedawca mówi filozoficznie, że kto ma zobaczyć żubra, ten go zobaczy - a my na pocieszenie bierzemy dwa w szklanych butelkach.
Żubry w rezerwacie wyglądały na znudzone
Nazajutrz obserwujemy z rana paśnik przez internetową kamerę, żubrów ni śladu, wiec udajemy się do Rezerwatu Pokazowego Żubrów Białowieskiego Parku Narodowego. Mróz daje o sobie znać, gdy leniwie przemierzamy alejki tego zoo. Smutno nam, gdy patrzymy na rysia w klatce.. ale w końcu są i  żubry. Kilka sztuk za ogrodzeniem - nie bardzo zainteresowane tym, by się prezentować turystom. Cóż, jesteśmy rozczarowani - to jednak nie to samo, co zobaczyć to dostojne zwierzę na wolności. Kolejne dni spędzamy więc na przemierzaniu okolicy. Pieszo, samochodem i na biegówkach. Żubra wciąż ani śladu. Jest i pomnik żubra i żubr plastikowy i wspomniany już butelkowany...
W rezerwacie pokazowym zobaczyć można nie tylko żubra
Odwiedzamy oznaczone na mapie ostoje. Natrafiamy nawet na granicę z Białorusią i stajemy oko w oko z zamontowaną tam kamerą. Ciągle nic. Nie jesteśmy zawiedzeni - miejsce jest naprawdę niesamowite. Odludzie, kontakt z przyrodą. Puszcza. Z przewodnikiem wybieramy się do rezerwatu ścisłego - samemu nie wolno tam wchodzić. Słuchając opowieści o puszczy, chodzimy po wyznaczonych jeszcze przez cara geometrycznych duktach.
Pewnego wieczora po ciemku wybieramy się do tzw. miejsca mocy. Ciarki błądzą mi po plecach - jestem jednak mieszczuch nie nawykły do nocnego po lesie włóczenia się, ale i tu żubrów ni śladu.
Rankiem odwiedzamy Teremiski - ktoś z miejscowych wspomniał nam, że tu przy paśniku widziano ostatnio żubry. Kiedy my tam docieramy - żubrów oczywiście nie ma. Podchodzimy do paśnika i cóż oglądamy ślady po bytności żubrów, czyli świeże odchody. Świeże, wiec nie namyślając się długo, podążamy ścieżką w las - kawałek, tylko kawałek - tak żeby zobaczyć czy są. Były... Gdy tylko zamajaczyły nam potężne kształty wśród drzew, zaczęliśmy się w te pędy wycofywać.
Replika pomnika
 upamiętniającego polowanie
cara Aleksandra II w Puszczy Białowieskiej
Zwierzyniec
Trzy dni za pan brat z naturą szybko mijają i dzień odjazdu nadszedł nieodwracalnie. Wstaliśmy wcześniej niż zwykle - jak nie teraz, to nigdy - i udaliśmy się na ostatnie wypatrywanie żbura do Teremisek. O tym że jest dobrze zorientowaliśmy się gdy z daleka zobaczyliśmy kilka samochodów i ludzi na drodze z aparatami o wielkich obiektywach.. Dołączyliśmy do grupy. Były. Trzy, prawodpodobnie dorosłe samce, które trzymają się z dala od stada, spożywały własnie śniadanie. Pozostali obserwatorzy szybko odjechali. zostaliśmy sami - my - dwoje, żubry - trzy i niezliczone płatki mokrego śniegu, które padały, na nas, na żubry i wszystko wokoło. Magia. Wielkie zwierzęta, dzikie w swoim naturalnym środowisku i my goście zadziwienie i wpatrzeni we włochate widowisko. Doczekaliśmy końca żubrowego posiłku - ruszyły do lasu, jeden, potem drugi. W gęstym padającym śniegu obserwowaliśmy ich ciemne sylwetki sunęły majestatycznie popatrzeliśmy dopóki nie dotarły do granicy lasu i przestaliśmy je rozróżniać w gęstwinie drzew. Skończone, czas wracać..

Żubry z Teremisek

Mrozy na Pomorzu nie trwają długo, więc biegówki na razie zimują w piwnicy w oczekiwaniu na lepsze czasy. Wyciągnęliśmy za to kijki i poszukaliśmy miejsca, gdzie można by pomaszerować. Chcieliśmy przy okazji zobaczyć coś ciekawego i celem wycieczki uczyniliśmy słynne Groty Mechowskie, do których nam blisko, ale zawsze nie po drodze. Dojechaliśmy więc do wsi Połchowo i czarnym szlakiem podążyliśmy w stronę Mechowa. Długo wyczekiwane groty znajdują się tuż przy głównej drodze przy wjeździe do wsi. Nie da się nie zauważyć krzyczących zewsząd tablic - w końcu to największa atrakcja turystyczna okolicy. Naczytaliśmy się o ich niezwykłości - swoich wrażeń jednak nie przytoczę, bo dziś:

Wielka skucha! Choćby cały internet i tablice na okolicznych plotach krzyczały, że od poniedziałku do niedzieli groty są czynne, to jak akurat są nieczynne, to i tak nic nie zrobisz, głową uderzysz w stalowe ogrodzenie i odejdziesz niepyszny. Czym prędzej dodam - bo przebywanie w okolicy nie należy do przyjemnych. Owszem Mechowo ma zabytkowy kościół, który można by zamiast grot zwiedzić, gdyby nie to, że wieś po prostu śmierdzi.. i nie chodzi tu o tzw. wiejskie zapachy - ale o wyziewy z kominów, które przyprawiają o ból głowy.
Ludzie nie wiem czym palicie w piecach, ale robicie to źle... Z takich miejsc chce się uciekać, nie wiem, jak możecie tam żyć. Żal.. nie mówcie więc o turystyce - poza sezonem letnim odradzam szczerze wybieranie się    na wycieczki w okolice Pucka.
Jakże poetycko okolice te opisane są na stronie gminy:

Przejeżdżając przez Mechowo w kierunku zachodnim, drogą śródleśną, docieramy do Domatowa, pięknej wsi, w której urodził się Jan Drzeżdżon, znakomity pisarz kaszubski ostatniego pokolenia. Zauroczony klimatem kaszubskiej codzienności i smętkiem jej nastrojów... A z miejscowego wiejskiego jeziorka Bielawa, uczynił temat wielu literackich dygresji.

My też przejeżdżaliśmy tą drogą, ale zatykaliśmy nos. Szkoda, że mieszkańcy nie dbają o walory przyrodnicze terenu. Dotarliśmy nad jezioro Dobre - latem oblegane przez spragnionych wypoczynku nad wodą,dziś skute lodem. Przeszliśmy kilka kilometrów w stronę głazu narzutowego zwanego Bożą Stopką. Pięknie i z dala od ludzkich siedzib.Było co podziwiać - zwłaszcza niesamowite obrazy, które zamarznięta woda utworzyła na podbarwionym na rudo podłożu. 



Translate

Popularne

  • Oslo w jeden dzień
    10-13.07.2010 r. Widok na Oslo ze wzgórza zamkowego Przyjazd w sobotę, a wyjazd we wtorek rano...  Z Polski do stolicy Norw...
  • Śladami mistrza Leonarda
    Widok z Duomo Padł pomysł – lecimy do Mediolanu! Są tanie bilety lotnicze do Bergamo, trzeba to wykorzystać. Kilka dni w stolicy mo...
  • W gościnie u Anny Wazówny
    Brodnica - Golub-Dobrzyń - Toruń - Ciechocinek - Aleksandrów Kujawski 31.08.-02.09.2012 Pokaż Brodnica - Aleksandrów Kujawski na wi...
  • Home
  • Category
  • Photography
  • Lifestyle
  • Archives
  • Contact

Czytaj o

Aleksandrów Kujawski Beka Białowieża biegówki Brodnica Ciechocinek Darżlubskie buki dłuższe wycieczki rowerowe Frombork Golub-Dobrzyń Groty mechowskie kajaki Kaliningrad kanał elbląski Kraina Otwartych Okiennic lokalne atrakcje Lwów Mediolan Oslo rower elektryczny rowery Toruń u Anny Wazówny Wdzydze z Akademią 30 plus żubry Żuławy

Ale to już było

  • ►  2015 (3)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (1)
  • ►  2014 (1)
    • ►  marca (1)
  • ▼  2013 (7)
    • ►  lipca (1)
    • ►  marca (1)
    • ▼  lutego (3)
      • Kraina otwartych okiennic
      • Żubrobranie
      • Nieczynne groty
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2012 (14)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  października (2)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (1)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (1)
    • ►  lutego (2)
  • ►  2011 (12)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (1)
    • ►  września (1)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (1)
  • ►  2010 (2)
    • ►  listopada (2)
Obsługiwane przez usługę Blogger.
  • Home
  • Sample Page
  • Archive
  • Portfolio
  • Support
  • Contact
  • Buy This Theme

Strony

  • Strona główna
  • Rowerowa Litwa 2011
  • Szwecja na rowerach 2010
  • Paris, Paris 2011

Flickr

Instagram

About

Są takie wyprawy, na które trzeba spakować plecak. Są i takie, które odbywamy niepostrzeżenie, w ogóle się do nich nie przygotowując. Zapiskom z jednych i drugich poświęcam ten blog.

Kontakt

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Copyright 2014 Podróże nieduże.
Designed by OddThemes